Świat według Lema. Opis świata przyszłości – „Kongres Futurologiczny”. Świat substancji chemicznych wpływających na świadomość i wszystko tak spiętrzone, że nie już nikt nie rozpoznaje prawdziwego świata. I pigułki na wszystko.
Ludzkość zawsze chciała mieć łatwiej. (Choć to, że jest trudno, często było po prostu jej wymysłem). Lecznicze środki na bazie relikwii, czy cudowne źródła. Albo sprzedawane na jarmarkach „najlepsza maść na katar i odciski” czy „ból głowusi i niemoc kusi”… To, że wpierdalamy kilogramami placebo pod tytułem „witamy i minerały” zamiast jeść owoce i warzywa jest mało szkodliwym dziwactwem, ale też signum tempori prowadzącym dalej.
Słucham natrętnych radiowych reklam (radiowych, bo tv nie oglądam). Tabletki na odchudzanie. Albo na przyrost masy. Jak ci nie staje. Albo nie chce się ruchać. To żeby się chciało. Jest też żeby ci się nie chciało. Jak się chce. Żeby ci włosy rosły i błyszczały paznokcie. Albo odwrotnie. Żebyś był wesoły. Albo melancholijny. Żebyś poszedł wreszcie spać. Rano pastylka na obudzenie. Po śniadaniu tabletka żebyś nie pierdział po mleku i zgagi po smażonym bekonie nie miał. Jak się nażresz – żeby ci ulżyło. A jak nie chcesz jeść – żebyś chciał się nażreć. A gdy chcesz rzucić nałóg – natychmiast proponują ci zamiennik!
Oczywiście jest sporo środków które mają sens. I nie mówię tu o lekarstwach sensu stricte, bo te są poza dyskusją. Ale takie, które stosowane doraźnie mają pomóc w awarii – kac, sraczka, migrena…
Scedowaliśmy wolę, wytrwałość i upór w dążeniu na środki prowadzące na skróty. I nie chodzi o to, ile z tych piguł to placebo. Tym bardziej mnie to przeraża. Sami już nie potrafimy. Nie chcemy chcieć. Nawet nie chcemy uwierzyć że dalibyśmy radę. Piguła zabiera nam charakter. Nie mówiąc już o efektach ubocznych, nie tylko fizycznych, ale i zmieniającej się psychice. Stajemy się bezwolnymi karłami napędzanymi chemicznie.
Człowiek jest z natury leniwym hedonistą. Jeżeli może doświadczyć przyjemności bez wysiłku i konsekwencji – to dlaczego miałby się męczyć?Wydaje się to logiczne. Nie mnie oceniać, czy te „osiągnięcia”, czy inne rozkosze są mniej warte niż zdobyte i doznane w pocie czoła. Chciałem właśnie napisać, że jak na razie nie ma jeszcze pigułki zwycięstwa na ringu czy zdobycia Everestu, ale przypomniałem sobie o dopingu…
Ale kiedy usłyszałem reklamę środków dla dzieci, które mają wspomóc, a w efekcie końcowym zapewne zastąpić wychowanie i autorytet rodziców…
Środki pobudzające apetyt „by niejadek zjadł obiadek”… Czyli nieważne dlaczego nie chce. Ma jeść! Żebyśmy my, rodzice mieli spokój. A może by tak przegonić po placu zabaw? Pobiegać z latawcem? Z piłką? Czy choćby na spacer? Zmartwiona mama żali się, że Kubuś owszem, czipsy i słodycze to tak, ale obiadku już nie…. No to dlaczego mu na to pozwala?!?! I tu następuje kulminacja kuriozum! Bo następna reklama opiewa na cudowny środek, po którym dzieci tracą ochotę … na słodycze! Czyli ersatz autorytetu w pigułce. Nie ma mozolnego tłumaczenia, dlaczego tego nie powinno się jeść w nadmiarze, ile wynosi norma, a tego to na przykład zgoła wcale. Dlaczego w tej sieci restauracji nigdy jeść nie będziemy, choć dają tam takie fajne rzeczy i wszystkie koleżanki chadzają… Może po prostu autorytet przegrywa z kodowaniem podkorowym i namolnością reklam? A może już nie chce nam się chcieć mieć autorytet?
Jeżeli w sprawę zaangażowane są miliardy, (albo i więcej), to choćby w efekcie prowadziło do naszej zguby – jest nie do zawrócenia. Zastanawiam się – na co jeszcze mogłaby być pigułka… Bo jak na razie wszystko zmierza w stronę Kongresu Futurologicznego. W sumie to brakuje mi tabletek przeciw przeklinaniu i marudzeniu… (Chciałbym też pastylki na pazerność – tylko duużo!)
Jest taki środek, po którym ponoć zażywający ma lepiej widzieć. Być może wszyscy spożywamy taki środek, po którym widzimy to, co chce aplikujący?..